Powered By Blogger

Fanpage Anna Lena z Zatoki Literackiej

wtorek, 15 grudnia 2015

Anny Pasikowskiej "Pałac z lusterkami"

Uwaga Czytelnicy!

Pociąg „PAŁAC Z LUSTERKAMI” relacji 
Warszawa Wschodnia – Szczecin Główny, 
przez Kutno, Poznań, Dobiegniew, Choszczno, 
Stargard, Szczecin Dąbie, Szczecin Główny –
wjedzie na tor drugi przy peronie pierwszym.

Podczas wsiadania prosimy zachować szczególną ostrożność!
Jednocześnie życzymy przyjemnej podróży…
ups! 
Przyjemnej lektury!
 J



Akcja powieści Anny Pasikowskiej „Pałac z lusterkami” rozpoczyna się od podróży pociągiem relacji Warszawa – Szczecin Główny. Pierwszoplanową bohaterką powieści jest młoda wdowa – Honorata Samkowicz, która wraz ze swoją czteroletnią córką Małgosią powraca do rodzinnego Szczecina. Przypadkowo…, nieprzypadkowo… w Kutnie do przedziału Honoraty dosiada się dystyngowany mężczyzna - Andrzej Wysocicki (w trakcie podróży okazuje się, że jest on arystokratą, który na co dzień mieszka i pracuje w Szczecinie). To jemu w trakcie tej kilkugodzinnej podróży udaje się nakłonić Honoratę  być może do najszczerszych w całym jej życiu – zwierzeń. Z nich dowiadujemy się, jak też trudnym życiowym próbom została ona poddana przez krótki czas, z kulminacją 11 września 2001 roku. Ta data na zawsze  pozostanie dla Honoraty datą żałoby, smutku a także – paradoksalnie – radości. Tego dnia pod gruzami WTC w Nowym Yorku ginie jej mąż, a ona daleko w Polsce powiła na świat córkę Małgosię. Powrót do Szczecina po latach nie oznacza dla niej świetlanej przyszłości, gdyż do rodzinnego domu nie ma wstępu, a u swojego brata może zamieszkać, lecz jedynie kątem, przez krótki czas. Jednak szczęśliwym zbiegiem okoliczności… Honorata przyjmuje zaproszenie do domu Wysocickiego. Zamieszka tam z córką i jednocześnie podejmie się pracy jako zawodowa rehabilitantka nad sparaliżowaną żoną pana Andrzeja.

Rodzinny dom Wysocickich to przedwojenna willa znajdująca się przy ulicy Platanowej w Szczecinie. Jest urokliwa i  nietypowa zarazem, bo z błyskającymi w słońcu lustereczkami na frontach. (Czytając tę „powieścio-baśń” od razu nabrałam wielkiej ochoty, aby na własne oczy zobaczyć tę willę. I to do tego stopnia, że już nawet na mapach Szczecina zaczęłam lokalizować ulicę Platanową. Ale jak się okazało, ulicy o takiej nazwie w Szczecinie nie odnajdę, a na jedyną najbliższą w okolicy trafię w Dobrej, ale Szczecińskiej. No chyba, że chodziło tutaj autorce o Aleję Platanową przy Jasnych Błoniach w Szczecinie). Jak się okazało, dom ten nie jest obcy Honoracie, która pamięta go jeszcze z czasów swojego dzieciństwa, gdy mijała go w drodze do przedszkola. Właśnie wtedy – te błyskające w słońcu kolorowe lustereczka na jego ścianach – już zwróciły jej uwagę. A ona myślała wtenczas, że ten dom to pałac i pewnie mieszka w nim jakaś księżniczka. Pomimo tego, że powieść osadzona jest w realnym czasie i rozgrywa się w realnych miejscach, to czyta się ją jak typową baśń. I tak jak na typową baśń przystało, nie brakuje tutaj przenikania się światów realnego z metafizycznym, wypełnionych niezliczonymi cudami. Typowy świat baśni zaludniony jest także wróżkami, dobrymi i złymi duchami, królewiczami, czy rycerzami. I w tej kwestii w powieści ich nie brakuje. Od momentu, kiedy po raz pierwszy spotykamy Honoratę, w jej życiu niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki maga, wszystko zaczyna układać się tak jak w baśni o współczesnym Kopciuszku, który poznaje księcia na miarę XXI wieku… A okazuje być się nim syn pana Andrzeja – Szymon Wysocicki, światowej sławy sportowiec elitarnej dyscypliny, którą jest tenis ziemny. To przykład powieść, w której nie brakuje motywów miłości i dobra, które górują nad bylejakością i pospolitością. Czyli nad tym, czego dość często brakuje w codziennym życiu. Ale swoją drogą… życie to nie baśń, ani nawet bajka  J
A jaki jest finał tej powieścio-baśni? I jaki morał z niej płynie?
Aby dowiedzieć się tego, już dziś zachęcam Was do przeczytania tej książki. Jest to ciekawy przykład na powieść-remedium, idealną do pociągu, np. na trasie Szczecin – Warszawa i  z powrotem… Ale także na inne przedświąteczne i poświąteczne kierunki podróży.
Tymczasem, taka daleka podróż oprócz miłego towarzystwa,  rekomendowanej książki, nie może obyć się bez dobrej muzyki. A ja nie byłabym sobą, jeśli nie zaproponowałabym kilku muzycznych niespodzianek  z motywem podróży i pociągu, rzecz jasna …
Wsiąść do pociągu byle jakiego,
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,
Ściskając w ręku kamyk zielony,
Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle

Także i tych z sympatycznego polecenia od melomanów tworzących moją ulubioną facebookową grupę Trzecią Stronę Muzyki  J

Klikaj, aby posłuchać:



Klikaj, aby poczytać o autorce Annie Pasikowskiej 


Rekomenduje
Anna-Lena z Zatoki Literackiej




sobota, 5 grudnia 2015

Janusza Włodarczyka - "Mały Książę ze strychu"

Z czym kojarzy się Wam stary strych..?

     
                                                foto by Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

Ile osób zapytanych, tyle różnych odpowiedzi otrzymanych. 
(Ależ mi się zrymowało).

Ale wracając do odpowiedzi, jednym strych kojarzyć będzie się z duchami i mrocznymi opowieściami o nich, drugim ze zbędnymi przedmiotami, które właśnie na strych trafiają, a jeszcze innym z tajemniczymi dźwiękami...
A co powiecie na to… w pewnym starym domu, na jego strychu został odkryty kufer, a w nim pewien rękopis, który prawdopodobnie jest kontynuacją losów Małego Księcia Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. A swoją drogą – strych to idealne miejsce dla Małego Księcia. Gdzie jak gdzie, ale tutaj chyba najbliżej będzie mu do gwiazd i do planety, na której pozostawił osamotnioną Różę.

„Mały Książę ze strychu” Janusza Włodarczyka to pewnego rodzaju suplement, bądź uzupełnienie historii Małego Księcia. Jego autor już od czasów dzieciństwa zauroczony jest historią Saint-Exupéry’ego, i to do tego stopnia, że opowieść o chłopcu towarzyszy mu w wielu ważnych momentach życia.
Autor-narrator: „Znam ją prawie na pamięć, ale co jakiś czas, gdy już wyczytam wszystko  z mojej domowej biblioteczki. Wyciągam tę sfatygowaną, i wkraczam w lepszy świat małego chłopca…”
Odczuwając już pewien niedosyt - postanowił to zmienić. Nie zwierzając się nikomu w wolnych chwilach zaczął tworzyć fabułę Małego Księcia ze strychu i podobnie jak  Antoine’a de Saint-Exupery, tworząc do niej rysunki… I tak niespodziewanie dla wielu, kilka tygodni temu, w trakcie sezonu wakacyjnego Mały Książę „zszedł” ze strychu nakładem wydawnictwa Novae Res. W  życiu zawodowym autor i jednocześnie narrator opowieści nie buja w obłokach i nie spogląda przez teleskop, ale za to  przez szkiełko i oczko z racji wykonywanego zawodu – optyka.
Dlaczego akurat tą propozycję książkową postanowiłam zarekomendować za sprawą Zachodniopomorskiej Zatoki Literackiej? Jest wiele powodów, ale jednym bardzo istotnych wśród nich jest ten, że autor mieszka i pracuje w położonym pośród lasów i malowniczych jezior – Myśliborzu, tym w województwie zachodniopomorskim.

Narrator na strychu w babcinym domu znajduje pożółkłe kartki, na których zapiski zaszyfrowane są w nieznanym jemu języku. W ich odkodowywaniu pomaga przyjaciel – artystyczna dusza MoonBard, który jak się okazuje jest biegły w języku francuskim, a w którym zapiski są dokonane. To on naprowadza narratora na to, że mogą być to nieznane historie Małego Księcia, które z jakiegoś powodu nie znalazły dla siebie miejsca w wersji, która  znana jest wszystkim czytelnikom na całym świecie.
Książka podzielona jest na trzy części. W pierwszej części Mały Książę zdradzony przez Różę opuszcza swoją planetę. I niczym w Odysei  kosmicznej, rozpoczyna poszukiwania „sensu życia”, a w istocie rzeczy, poszukuje drogi do domu (o czym jeszcze nie wie). Podróżuje od planety do planety; z planety lekarza, dociera do planety poety, z planety poety do planety narcyza oraz do planety wynalazcy. W każdym z tych miejsc zadaje ich mieszkańcom nieliczoną ilość pytań, tak jak przystało na zaciekawione wszystkim – dziecko. Ta część jest bardzo poetycka, refleksyjna i najbardziej przypomina stylem pióro samego de Saint-Exupery'ego.
W drugiej części chłopiec pokonuje kilkaset lat świetlnych, docierając do bardzo współczesnego czytelnikom wielkiego miasta na planecie Ziemia. Do miasta, w którym napotyka wiele barier, ale nie tylko architektonicznych, lecz przede wszystkim życiowych. A doświadczając wielu negatywnych ludzkich uczuć, po raz pierwszy od dłuższego czasu zatęskni za Różą. W tej części opowieści prawdziwa ludzka znieczulica ujawnia swoje pełne oblicze, kiedy okazuje się, że chłopiec nie posiada tak bardzo istotnego do funkcjonowania na planecie Ziemi – numeru ewidencyjnego oraz pieniędzy, nie rozumiejąc ponadto idei i sensu ich posiadania. Wówczas chłopiec zdaje sobie sprawę, że jest samotny pośród tłumu, i że nie stanie się „pełnowartościowym” człowiekiem. Człowiekiem! – dobre sobie… Mały Książę docierając na Ziemię, planetę ludzi, dotarł do niej z nadzieją, że znajdzie tutaj ludzi. Tymczasem dociera na Ziemię, jedynie jako na planetę mieszkańców…, nie znajdując tutaj żadnych ludzi.
W części trzeciej narrator wspólnie z MoonBardem próbują rozwikłać tajemnicę, jak to się stało, że babcia narratora stała się posiadaczką rękopisu nieznanych losów Małego Księcia. Czy jest w ogóle możliwe, że mogła poznać osobiście Antoine’a de Saint-Exupery!? I czy rękopisy są wiarygodne?
W tej części opowieści Mały Książę powraca do domu, do swojej Róży, która jak się okazuje również za nim bardzo tęskniła. A on sam przekonuje się, jak bardzo aktualne staje się powiedzenie…  „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.

Poleca

Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

środa, 2 grudnia 2015

[zapowiedź]


W najbliższych dniach pod Wasze "poduszki" 
trafi  moja kolejna rekomendacja :)

Tymczasem pozostawiam Was
z pewnym cytatem,
 bardzo istotnym dla nowej rekomendacji...

"Jeśli kochasz kwiat, 
który znajduje się na jednej z gwiazd, 
jakże przyjemnie jest patrzeć w niebo. 
Wszystkie gwiazdy są ukwiecone".

Do zobaczenia! 

    grafika by Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

niedziela, 22 listopada 2015

MONIKI SZWAI „DOM NA KLIFIE”

MONIKI SZWAI „DOM NA KLIFIE”


Dziś nad ranem po ciężkiej chorobie w wieku 66 lat - na zawsze od swojego biurka pisarskiego, od swoich czytelników, od najbliższej rodziny - odeszła Monika Szwaja.


Aby zachować pamięć o autorce, która przez kilkanaście lat związana była zawodowo i życiowo ze Szczecinem, chciałabym Wam polecić tak od siebie, prosto z serca,  jedną z kilkunastu jej powieści. A jest to powieść, która wywarła na mnie duże wrażenie, stając się dla mnie – szczególną. A wyjątkowość jej wynika z wielu walorów; po pierwsze jest to regionalność i jej promocja, po drugie są to marynistyczne akcenty, akcenciki, a po trzecie jest to coś, czego nie potrafię dziś Wam wyjaśnić i zdefiniować…, ale to coś znajduje się w szczególnej, wyjątkowej atmosferze panującej w Domu na Klifie.


Po raz pierwszy „Dom na klifie” przeczytałam ok. dziewięć lat temu (w roku wydania powieści), natomiast w ubiegłym roku powróciłam do losów bohaterów… Kiedy czytałam ją po raz pierwszy, po przeczytaniu pierwszych kilkunastu stron od razu nabrałam słusznego przekonania, że los chce połączyć drogi bohaterów – jej i jego (co lubię). Ona to Zosia Czerwonka, wychowawczyni w państwowym domu dziecka w Szczecinie, marząca o stworzeniu dla swoich wychowanków rodzinnego domu dziecka. On to Adam Grzybowski, zatwardziały, acz sympatyczny kawaler, zawodowo dziennikarz, z wykształcenia psycholog, a z pasji żeglarz. Spotykają się oni podczas smutnej okoliczności, jaką jest śmierć wiekowej ciotki Bianki, ciotki Adama. A nieodłącznym tłem pierwszego spotkania jej i jego są szanty, które słyszalne są prawie na każdej stronie powieści...

(Szanty to coś, czego w życiu prywatnym autorki – nie brakowało, gdyż były one jej wielką miłością od lat. A ona sama pisała także teksty do nich).

Adam wpadł w oko Zosi, niestety bez wzajemności… Ale ten fakt nie był największym życiowym zmartwieniem Zosi. Gdyż w jej sercu narastał sprzeciw wobec nieprzychylnych warunków panujących w szczecińskim domu dziecka "Magnolia". Złość doprowadza Zosię do desperackiej decyzji... Ale nie mogę zdradzić Wam, co to za desperacki czyn. Zdradzę jedynie, że związany jest on z testamentem Bianki – ciotki Adama…

Tę powieść polecam także ze względu na bogactwo ciekawych, bezinteresownych zachowań i postaw reprezentowanych przez większość bohaterów powieści. 

Powieściowy dom na klifie - znajdziecie go nad Bałtykiem w województwie zachodniopomorskim, przypuszczam, że ma on swój rzeczywisty odpowiednik J

Życzę Wam ciekawej lektury oraz tego, abyście odnaleźli taką atmosferę, jaka panuje w powieści. Odnajdźcie ją w sobie i w swoim najbliższym otoczeniu.

Polecam
Anna-Lena z Zatoki Literackiej 


Z ostatniej chwili - bardzo smutna wiadomość ze Szczecina

BARDZO SMUTNA WIADOMOŚĆ ZE SZCZECINA - PO CIĘŻKIEJ CHOROBIE DZIŚ NAD RANEM (22 LISTOPADA) ZMARŁA POWIEŚCIOPISARKA - MONIKA SZWAJA.



za MMSZCZECIN: Monika Szwaja nie żyje

za WYBORCZA.PL: Nie żyje Monika Szwaja. Pisarka i dziennikarka. Autorka "Jestem nudziarą" i "Domu na Klifie". Cały tekst: http://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/1,34959,19227418,nie-zyje-monika-szwaja-pisarka-i-dziennikarka-autorka-jestem.html#ixzz3sDALEgkR

za Wikipedia: Biogram - Monika Szwaja

poniedziałek, 16 listopada 2015

„Gdyby chociaż mucha zjawiła się”

„GDYBY CHOCIAŻ MUCHA ZJAWIŁA SIĘ”
„Herbata stygnie zapada mrok
A pod piórem ciągle nic

Obowiązek obowiązkiem jest
Piosenka musi posiadać tekst”[1]
...

Parafrazując  słowa piosenki pt. „Teksański” Kasi Nosowskiej i grupy Hey, dziś mogę napisać tak:
Kakao stygnie zapada zmrok
A pod klawiaturą ciągle nic

Obowiązek obowiązkiem jest
A Anna-Lena z Zachodniopomorskiej Zatoki Literackiej powinna wnet wyłowić kolejną rekomendację! J
Ach..., wnet...

„Gdyby chociaż mucha zjawiła się…”[2]

Bzzzz…., bzzzz… tylko pomyślałam i mam, nawet kilka Much w osobach muzyków tworzących formację pod nazwą MUCHY (zaczerpując nazwę zespołu z tytułu  powieści W. Goldinga „Władca much”), z frontmanem grupy Michałem Wiraszko/Wiraszką, swoją drogą, moim krajanem, a mianowicie rodowitym stargardzianinem.

Foto ze strony głównej grupy Muchy / modyfikacja graficzna Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

Dziś chciałabym skonfrontować Was z fragmentem twórczości Michała Wiraszki, jako twórcy większości tekstów piosenek MUCH. Głęboko wierząc, że autor zamieścił w nich kawałeczek swojego życia oraz rodzinnych stron. Zespół MUCHY założony została 11 lat temu w Poznaniu przez studentów; Michała Wiraszkę, Piotra Maciejewskiego i Szymona Waliszewskiego. Po czterech latach istnienia do zespołu dołączył Tomasz Skórka. Zespół gra rocka alternatywnego, i został okrzyknięty objawieniem roku 2006 przez miesięcznik „Machina” i Program 3 Polskiego Radia. Do 2007 roku zanim pojawiła się ich pierwsza płyta „Terroromans, zespół nazywany bywał „najlepszym polskim zespołem bez wydanej płyty”.

Na pytanie, na ile teksty Michała Wiraszki są autobiograficzne?
Odpowiada on tak... każdy wytwór, co by to nie było, każda kreacja artystyczna, w dość znacznym stopniu odzwierciedla życie autora i jego najbliższe otoczenie. 
A najważniejsze jest to, aby móc to wszystko skomponować i wkomponować w uniwersalne prawdy. I po prostu w trzy i pół minuty opowiedzieć historię tak, aby była czytelna i wciągająca.[3]

A co mi udało się wytropić w tych kilkuminutowych tekstach piosenek Michała Wiraszki? A co też wydaje się być czytelnym znakiem związanym z jego oraz moim rodzinnym miastem, czyli Stargardem?

Jako pierwsza moją uwagę zwróciła piosenka „Przesilenie” z drugiej studyjnej płyty zespołu pt. „Notoryczni debiutanci” – Michał Wiraszko napisał  w niej tak …

„Już możemy sobie mówić na ‘ty’
i kwiaciarnie dziś wykwitły jak ospa,
żaden świt tak bezczelnie jak dziś,
nie wyważył nam oczu
i drzwi.

Mam nadzieję, że co najmniej dobrze bawisz się,
gdy w pozostałych rolach modne emocje,
każdy na swej chmurze,
wśród turystów bladych jak tło,
rozumiemy się bez słów.

Wszyscy idziemy na Plac Wolności,
By tam zapomnieć dobre rady..."

Cała piosenka - zaklikaj na:
Głęboko wierzę, że Michał Wiraszko pisząc ten tekst miał przed oczami stargardzki Plac Wolności i jego najbliższe okolice, czyli Stargardzkie Centrum Kultury oraz pętlę autobusową MZK Plac Wolności, przy której zbiega się większość linii i połączeń. A w latach 90. XX wieku organizowano tutaj większość stargardzkich imprez masowych, jak chociażby Sylwester pod chmurką. Michał Wiraszko mając wówczas kilkanaście lat i uczestnicząc w takich wydarzeniach, być może marzył o muzyce na poważniej :)
Na tej samej płycie znajduje się utwór pt. ’93, nawiązując do roku kalendarzowego. Michał Wiraszko miał wówczas 11 lat i powoli stawał się uważnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, co też słyszalne i czytelne jest we fragmencie tego utworu. (A jego rodzinne strony to ulica Szczecińska, os. Chopina w Stargardzie).

„spotykamy się pod blokiem tam gdzie kiedyś była pralnia
mamy dużo dobrych chęci trochę siebie dość nawzajem
ten dzień jest po to by wysypać z butów piach
chyba kończą się urlopy wylotówka prawie pusta
powtarzasz za mną
rozmawiamy o przyszłości i że decydują za nas
o pomysłach na siebie i o tym co wypada
ten dzień jest po to by przypomnieć sobie że
wciąż lepiej przeżyć coś niż obejrzeć o tym film
powtarzasz…”

Cała piosenka - zaklikaj na:

Tak właśnie Michał Wiraszko myślał o przyszłości... A jak po latach wspomina przeszłość w Stargardzie, która w tekście była daleką przyszłością, w kontekście chociażby swoich 18. urodzin i wejścia w pełnoletniość… 

„Ochotnicze Hufce Pracy w Stargardzie Szczecińskim. Wynajęta stołówka. Imprezę miałem wspólną z koleżanką Majką i kolegą Arturem. W sumie było około 70 osób. Jak małe wesele. A ma każdym dobrym weselu są szanse na to, że ktoś się z kimś posprzecza lub coś więcej”.[4]


Tą rekomendacją daję Wam „łapkę na MUCHY”. Polecając Waszej uwadze pozostałą twórczość Michała Wiraszki oraz MUCH.

Polecam
Anna-Lena z Zatoki Literackiej




[1] Piosenka „Teksański" pochodzi z pierwszego studyjnego albumu pt. „Fire”, pochodzącej  ze Szczecina grupy muzycznej HEY.
[2] Tamże.
[3] Za: „Sukces jest, kurcze, kłopotliwy”, czyli wywiad z Michałem Wiraszko z zespołu Muchy – muzyka.gildia.pl – Mzyka, newsy, galerie, koncerty.
[1] Tamże.



czwartek, 12 listopada 2015

Zapowiedź nowej rekomendacji :) w Zachodniopomorskiej Zatoce Literackiej

Parafrazując słowa piosenki "Teksański" grupy Hey, dziś mogę napisać:

Kakao stygnie zapada zmrok
A pod klawiaturą ciągle nic


Obowiązek obowiązkiem jest
A Anna-Lena z Zachodniopomorskiej Zatoki Literackiej wyłowić powinna wnet kolejną rekomendację!


„Gdyby chociaż mucha zjawiła się…”

poniedziałek, 26 października 2015

Grażyny Zaręby-Szuby "Pomorska (szczecińska, stargardzka, kołobrzeska) książka kucharska"


Przyszła pora 
na delikatną zupę z dyni po stargardzku -
warto podzielić się dziedzictwem kulturowym w postaci przepisu kucharskiego...

inspiracja za: 
https://image.freepik.com/darmowe-wektory/spadek-clipart_17-810100452.jpg



Odtwarzanie historycznych przepisów kulinarnych jest nie lada wyzwaniem, o czym mogła przekonać się Grażyna Zaręba-Szuba, autorka polecanej dziś przez mnie książki kucharskiej. Dodatkowym smaczkiem tej książki niechaj pozostanie fakt, że oryginalne receptury z Pomorza Zachodniego, do których trafiła autorka, były spisane przede wszystkim w języku niemieckim. 
A przetłumaczone i opracowane, zaczęły stanowić opowieść o regionie, jego dawnych tradycjach, miejscach i ludziach. A przede wszystkim zaczęły stanowić dziedzictwo kulturowe. 

Dlatego dziś chciałabym podzielić się z Wami tym dziedzictwem w postaci talerzyka zupy z dyni po stargardzku (z mojego rodzinnego miasta) - a przede wszystkim przepisem na wykonanie tej zupy. Książka warta jest uwagi, gdyż możecie znaleźć w niej przepisy na wiele świątecznych potraw i nie tylko...

PRZEPIS  
NA DELIKATNĄ ZUPĘ Z DYNI PO STARGARDZKU 

SKŁADNIKI:

500 g dyni;
50 g masła klarowanego;
1/4 l mleka;
50 g sułtanek namoczonych w 100 ml śmietany;
1 łyżka mąki ziemniaczanej;
2 żółtka;
6-8 łyżek słodkiej śmietany;
1 łyżka posiekanych słodkich migdałów;
1 łyżka cukru;
szczypta soli

SPOSÓB PRZYRZĄDZENIA:

Dynie pokroić w kostkę, poddusić w maśle, dolać połowę mleka, gotować do miękkości i zmiksować. Resztę mleka dolać do puree z dyni, doprawić cukrem oraz solą i zagotować. Mąkę ziemniaczaną rozpuścić w zimnej śmietanie, dodać do zupy i krótko zagotować. Żółtko rozbełtać z 4-5 łyżkami zupy i zaprawić nimi zupę. Jeszcze raz doprawić, wlać do wazy i posypać na koniec migdałami z rodzynkami.
źródło: Pomorska (szczecińska, stargardzka, kołobrzeska) książka kucharska s. 58-59

WYŚMIENITA ZUPA NA JESIEŃ!

SMACZNEGO :)

BIOGRAM:
Grażyna Zaręba-Szuba - restauratorka, badaczka kuchni Pomorza Zachodniego, pasjonatka i propagatorka ruchu Slow Food, publicystka, autorka książek oraz programów edukacyjnych dla dzieci i młodzieży.


Polecam uwadze
Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

niedziela, 25 października 2015

Polecam Wam jesienny spacer po Zachodniopomorskiej Zatoce Literackiej

    foto by Patrycja Szuplak

Polecam Wam jesienny spacer po Zachodniopomorskiej Zatoce Literackiej. Mam nadzieję, że znajdziecie coś idealnego do czytania dla siebie na jesienną porę, tuż po zmianie czasu z letniego na zimowy. Polecam wam zajrzeć do archiwum poleconych dotychczas przeze mnie książek autorów wywodzących się z zachodniopomorskiego, mieszkających tutaj oraz poszukujących inspiracji w wielu niezwykłych miejscach województwa.

Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

poniedziałek, 19 października 2015

Anny Sakowicz - "Szepty dzieciństwa"

  
ANNA SAKOWICZ - "SZEPTY DZIECIŃSTWA"

- ZE STARGARDU DO STAROGARDU GDAŃSKIEGO -

Od dziś w mojej blogosferze polecam Wam „Szepty dzieciństwa”, czyli najnowszą powieść pisarki pochodzącej ze Stargardu w województwie zachodniopomorskim, a obecnie mieszkającej w Starogardzie Gdańskim – Anny Sakowicz.

W fabule „Szeptów dzieciństwa” nie brakuje relacji rodzinnych naznaczonych DDD. Chciałabym, aby pod rozwinięciem tego skrótu kryło się coś pogodnego, słonecznego i radosnego. Niestety nie mogę Wam tego zagwarantować, ani nikt inny, kto na co dzień ma do czynienia z zagadnieniem Dorosłych Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych, czy Dorosłych Dzieci Alkoholików.

Główną bohaterką powieści jest „naznaczona” właśnie DDD oraz DDA - Basia Uchańska. 
Baśka to kobieta, która dla swojej najbliższej rodziny, a także dla samej siebie, chcąc czy nie chcąc, musi być nie tylko szyją, ale i głową.
A tą szyją, głową oraz kręgosłupem moralnym staje się dla imającego się różnych zajęć nieporadnego życiowo – męża Mietka, dla owdowiałego i będącego w permanentnej depresji po śmierci żony, a przy tym nadużywającego alkoholu – ojca Juliana. A także dla dzieci – Kasi oraz Pawła, na szczęście nie sprawiających na co dzień zbyt wielu kłopotów wychowawczych.

„Szepty dzieciństwa” to powieść o ciągłym wystawianiu rachunków. Tych realnych, w postaci paragonów kasowych dzień w dziennie wydawanych przez Basię klientom hipermarketu, w którym pracuje jako kasjerka. A także tych w przenośni, które wystawia z kolei – głównej bohaterce – samo życie. W momencie, w którym poznajemy Basię, chciałaby ona móc już odcinać kupony od „kariery” konsultantki do spraw przyznawania kredytów w dodatkowej pracy dorywczej wykonywanej dla „PrawieBanku”. Tymczasem pierwszy przykry „rachunek” wystawia Basi odkryta na nowo po wielu latach przyjaciółka z liceum – Urszula Malinowska, która zamiast okazać się prosperującą bizneswoman, okazała się być jedynie oszustką, wyłudzającą kredyty hipoteczne pod zastaw domów. Ulka z czystą premedytacją wykorzystała dobroduszność Basi, namawiając ją i jej męża na pełnienie przez nich roli żyrantów kredytu, który zaciągnęła pod zastaw ich domu. Kolejny przykry życiowo „rachunek” wystawił Basi nowo poznany kolega z pracy w „PrawieBanku”, który okazał się być zaledwie zwyczajnym uwodzicielem. Jak to skwitował – dla sportu. Natomiast  firma „Prawiebank”, będąca substytutem spełniających się marzeń Basi o poprawie sytuacji materialnej jej rodziny, okazała się być wyłącznie parabankiem, wyszukującym naiwnych ajentów oraz klientów.

W tym momencie chciałoby się rzec – Basiu, umiesz liczyć, to licz na siebie.

Ale to nie koniec, gdyż przysłowiową kropkę nad „i” postawiła zawartość pewnego pamiętnika, odkrytego całkiem przypadkiem przez Basię w trakcie porządków w pokoju ojca. Pamiętnik przyczynił się do przywołania zza grobu po wielu latach milczenia – szeptów despotycznej matki…, która to okazała się być konsekwentną autorką nawet kilku brulionów pamiętnika.

„Podszepty” matki zaklęte w zapiskach, w trakcie zakazanej lektury przenoszą Basię w przeszłość, do czasów dzieciństwa i młodości…, o których wolałaby raczej nie pamiętać. Czytając wspólnie z bohaterką te przeklęte zapiski, można poczuć gorącą falę emocji, która najpierw uderza do głowy, aby eksplodować w czaszce, a następnie wylać się ogniem na policzkach.
Każdy człowiek posiadający choćby odrobinę uczuć, na zapiski własnej matki, które dotyczą bytności oraz jestestwa jeszcze nienarodzonej istoty – zareagowałby podobnie jak bohaterka. Zapiski mają bardzo dramatyczny wydźwięk i nie wymagają większego komentarza:
„Larwa chyba zaczęła się poruszać… (To o Basi jako płodzie). Przez nią wyglądam jak potwór…, a to jeszcze tyle tygodni. Tyle czekania…  

Moim jedynym komentarzem do całości niechaj pozostanie fakt, że dotychczas w polskiej literaturze współczesnej brakowało bohaterki z fabułą takich a nie innych problemów psychologicznych… Okazuje się, że dzięki powieści Anny Sakowicz, powiedzenie że dzieci i ryby głosu nie mają, może okazać się – nieaktualne.

Polecam uwadze
Anna-Lena z Zatoki Literackiej 

Tytuł: "Szepty dzieciństwa"
Autor: Anna Sakowicz
Wydawnictwo: Szara Godzina
Ilość stron: 301 [1]
Premiera: 29 czerwca 2015 r.


sobota, 17 października 2015

Niespodziewanie - nadprogramowo

Miły regionalny akcent - dziś po pracy 
Emotikon smile
Akurat dziś po pracy udało mi się dotrzeć na samo zakończenie imprezy urodzinowej - siedemdziesięciu lat istnienia Radia Szczecin (w ten weekend urodziny świętowano w Stargardzie). I właśnie spotkała mnie miła niespodzianka w osobie dziennikarza Polskiego Radia Szczecin i jednocześnie autora książki "Błękitna pustynia" - Rafała Molendy.
Dedykacja jest. I jestem przed lekturą...
Emotikon smile I jestem przed lekturą...
Generalnie to fabularyzowany reportaż wojenny - a fabuła osadzona jest w Afganistanie, w trakcie XII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego - właśnie w Afganistanie. 
Emotikon smile
PS. Przy tej okazji przypomniała mi się fabuła powieści sensacyjnej stargardzianina Artura Baniewicza "Dobry powód by zabijać". Wspólny mianownik obu książek - misja wojenna polskiego żołnierza.
Przy okazji polecam słuchowisko "Błękitnej pustyni", premiera audiobooka odbyła się 29 października 2014 w Filharmonii Szczecińskiej. 
W reżyserii: Krzysztofa Czeczota
Produkcji: Polskie Radia Szczecin.
W roli narratora Robert Więckiewicz ...


wtorek, 13 października 2015

Zapowiedź - już wkrótce nowa rekomendacja ;)


Psst ... 

Emotikon wink

 Szeptem powiem Wam: "że czytam już kolejną powieść autora, który wywodzi się z województwa zachodniopomorskiego. 
Zdradzę jedynie, że główna bohaterka tej powieści, prawie codziennie ma do czynienia z paragonami".

Pierwsze wrażenia są pozytywne, choć tematyka w niej poruszona, nie zawsze do pozytywnych należy.

sobota, 10 października 2015

Romana Czejarka "Sekrety Szczecina" cz.1.

   POSKŁADAĆ SEKRETY – 
NICZYM PUZZLE


Bohaterem „Sekretów Szczecina” Romana Czejarka jest miasto, jego interesujące ze wszech miar – miejsca, także sami mieszkańcy. A wszystko to osnute jest mgiełką tajemnicy płynącej wprost znad Odry przełomu XIX i XX wieku.

Całkiem niedawno – Roman Czejarek na swoim funpagu zapowiedział premierę wydawniczą drugiej części „Sekretów Szczecina, która będzie miała miejsce jeszcze w październiku tego roku J

Dlatego, aby zdążyć i to jeszcze przed premierą kolejnej części, już spieszę rekomendować Wam „Sekrety Szczecina” cz.1.
Na okładce publikacji znajduje się kilka charakterystycznych elementów, które nieodłącznie kojarzą się ze Szczecinem – tym przedwojennym. I tak Mostem Kłodnym, rozpiętym nad Odrą, możecie przejść w kierunku Łasztowi, ale także w kierunku centrum miasta do przedwojennych kamienic. Tak, aby spoglądając ponad ich dachy, zobaczyć górującą nad Lasem Arkońskim i nad miastem, jeszcze w całej swej krasie – wieżę widokową Quistorpa. A zadzierając głowę jeszcze wyżej niż taras widokowy, móc dostrzec latające cygaro hrabiego Zeppelina.

Autor pokusił się o odczarowanie sekretów swojego rodzinnego miasta, które w swoich długich dziejach zarządzane było na przemiennie przez Niemców, Francuzów, Szwedów, Rosjan, Polaków.
Roman Czejarek szerszemu gronu odbiorców bardziej niż autor książek znany jest – jako prezenter radiowy oraz dziennikarz. I rzeczywiście, nie byłby on sobą, jeśli w książce swojego autorstwa nie wspomniałby o historii radia w rodzinnym Szczecinie, która sięga roku 1925, kiedy VOX-HAUS – ówczesny potentat w produkcji płyt gramofonowych uruchomił swój pierwszy nadajnik nad Odrą, o zasięgu do 20 km. Nie byłby także sobą, jeśli jako ten dyplomowany inżynier elektryk, nie opowiedziałby na łamach „Sekretów…” o cudeńkach techniki powstałych w Szczecinie. Bo to właśnie tu na początku XX wieku, najpierw konno, a kolejno po szynach mknęły tramwaje-kabriolety. (Pewnie stąd wywodzi się ta aluzja malkontentów, że Szczecin to wioska z tramwajami ;)). To tutaj fabryka samochodów Stoewer wypuściła linię samochodów – zwanych szczecińskimi maluchami. I czy to właśnie nimi, czy wieloma innymi markami aut, niemal z całej Europy do miasta nad Odrą ściągali kuracjusze, aż nieprawdopodobne, „po zdrowie”. Spa & Wellness z przełomu XIX i XX wieku znajdowało się w rejonie Lasu Arkońskiego, Golęcina, Puszczy Bukowej, czy Zdunowa.
Współczesny Szczecin niewątpliwie jest jednym z najbardziej rozległych polskich miast. Ale historia ta, jak odkrywa przed czytelnikami autor, sięga jeszcze czasów sprzed II wojny światowej, kiedy to do Szczecina przyłączono m.in. Dąbie, Bezrzecze, Gocław, Golęcino, Gumieńce, Police, Wielgowo, Zdunowo i wiele, wiele innych, tworząc Wielkie Miasto Szczecin (Gross Stettin). I rzeczywiście, podróżni wybierający się koleją w kierunku Szczecina Głównego, zanim osiągną cel, muszą minąć kilka stacji stanowiących przedmieścia Szczecina, np. Szczecin Zdunowo, Szczecin Dąbie, czy Szczecin Zdroje.
Niejednemu podróżnemu i niejednemu czytelnikowi – miasto nad Odrą kojarzy się z paprykarzem szczecińskim. Ale to nic w porównaniu z faktem, że przez kilkadziesiąt lat do końca II wojny światowej - Szczecin rybami stał, będąc jednym z największych nad Bałtykiem eksporterów śledzi w każdej możliwej postaci. I to do tego stopnia, że śledziowy interes doprowadził do powołania ciekawej profesji – mistrza śledziowego…
W tym miejscu, na nabrzeżu Wałów Chrobrego, nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do dalszego odkrywania sekretów Szczecina, tych ukrytych w książce oraz tych w terenie…

Polecam
Anna-Lena z Zatoki Literackiej

Biogram:
Roman Czejarek (ur. w Szczecinie) jest polskim dziennikarzem, prezenterem, publicystą, autorem książek. Z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem. Od wielu lat pracuje jako prezenter i dziennikarz Radiowej Jedynki.
Prywatnie jest miłośnik dalekich podróży, kolekcjonerem pocztówek z widokiem na współczesny i historyczny Szczecin oraz jak przystało na radiowca z krwi i kości, kolekcjonerem kilku tysięcy płyt winylowych.

 Autor: Roman Czejarek
Tytuł: "Sekrety Szczecina" cz.1.
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Księży Młyn
Data premiery: październik 2014 r.
Ilość stron: 128 
Gatunek: Wydawnictwa popularne