Powered By Blogger

Fanpage Anna Lena z Zatoki Literackiej

wtorek, 31 marca 2015

Zaproszenie
spacer po zatoce literackiej
z powieścią Joanny M. Chmielewskiej „Sukienka z Mgieł”

Rider techniczny dla czytelników:
Na dzisiejszy spacer po zachodniopomorskiej zatoce literackiej wyjątkowo musicie zaopatrzyć się w coś ciepłego i nieprzewiewnego. Przez ostatnie dni, jak sami widzicie i odczuwacie pogoda nas  nie rozpieszcza.
A jeśli ktoś z Was (tak przez przypadek) będzie w posiadaniu odrobiny karmy dla kotów, to będę bardzo rada, bo na naszym szlaku tych stworzeń akurat dziś – nie zabraknie.

Naszą przewodniczką będzie bohaterka o imieniu Weronika. Ale zanim o niej, to nie może zabraknąć kilku słów o kreatorce „SUKIENKI Z MGIEŁ”, czyli o autorce JOANNIE M. CHMIELEWSKIEJ.
Z wyrażanym zaakcentowaniem na M.
                                              
Lubię mgłę od morza, ale lubię także tą okalającą góry…
Tak o swojej proweniencji mogłaby dyplomatycznie powiedzieć autorka. Bo choć jej korzenie rodzinne zakotwiczone są na Pomorzu Zachodnim (w Gryficach oraz w Szczecinie) to od kilku lat „cumuje” ona w Karkonoszach, nad jednym ze strumyków w Szklarskiej Porębie. Tworząc nad nim kolejne powieści dla dorosłych, dla dzieci i młodzieży oraz prowadząc warsztaty pisarskie.

„Sukienka z mgieł” – to pierwsza z powieści Pani Joanny, która trafiła w moje ręce. Nie powiem, że nie był to mój celowy wybór, bo był! Zaintrygował mnie jej tytuł.

Weronikę polubiłam od początku naszej znajomości. A jakże! Urzekła mnie jej fascynacja kotami (bo sama jestem niepoprawną kociarą). Jednak jej fascynacja nie wzięła się znikąd. Gdyby nie koty, to Weronikę czekałoby samotne dzieciństwo i lata sztubackie, gdyż zajętych karierami lekarskimi rodziców –  widywała jedynie od święta…
Jedynaczka – Weronika zaprzepaszczając szansę na kontynuowanie lekarskiej tradycji rodzinnej, a spełniając swoje marzenie z dzieciństwa o prowadzeniu własnej kawiarni, na długie, długie lata staje się wyrodną córką swoich rodziców… Nie jest jednak sztuką leczyć dolegliwości somatyczne bez wsłuchania się w duszę drugiego człowieka. Weronika wiedziała o tym od dziecka. I bez posiadanych tytułów naukowych, w jakiś tajemniczy sposób udało uleczyć się jej psychikę niejednej bywalczyni i niejednego bywalca kawiarni. I czy tym samym nie przyczyniła się ona do większego pożytku dla ludzkości?!
Klimatyczne wnętrza Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem pozwalają
zapomnieć o zmartwieniach, przywracają spokój duszy oraz przywołują wenę twórczą. Serwując w nich aromatyczne kawy z całego świata oraz smak rozpływającej się w ustach szarlotki - Weronika zapewnia dodatkowo stałym bywalcom ucztę dla zmysłów.
Pomimo tego, że w dorosłym życiu Weronikę spotyka wiele osobistych nieszczęść (na oczach czytelników przeżywa rozczarowanie miłosne, podupada na zdrowiu) to właśnie w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem odnajduje spokój, także dla siebie.

Ważnym przesłaniem tej powieści jest to, aby nie zagubić się we mgle, takiej życiowej. A jeśli już zagubić się w niej, to jedynie w tej nad brzegiem jeziora, o poranku, będąc w negliżu 
(tak jak jeden jedyny raz, z pełną świadomością zagubi się, bądź zatopi się 
w niej – Weronika).

Właśnie! Dlaczego nie spróbować tak jak Weronika (?) – przecież dla ludzi nadających na tych samych falach co my, nasz widok w negliżu o niemiłosiernej dla wielu porze nad mglistym brzegiem jeziora, nie będzie wcale zaskoczeniem, bo przecież dla nich wciąż będziemy ubrani, i to nic że tylko w szatę z mgieł.
Czyż nie jest to analogiczna sytuacja do tej ze szklanką wypełnioną wodą? Jedni widzą ją do połowy pustą a drudzy do połowy pełną... 

Powieść wzruszyła mnie i doprowadziła do wielu refleksji.
A spiritus movens całego zamieszania, bo o niej koniecznie musze wspomnieć, jest niepowtarzalna ciotka Dora. 
W końcu to jej liliowy kapelusz stał się słownikowym symbolem szczęścia i radości małej Wery oraz szyldem realizowanego na oczach czytelników – marzenia, całkiem dorosłej już Weroniki…

Polecam każdemu bez wyjątku.


Anna Lena 

2 komentarze: