MONIKA MARIN
„KRONIKI SALTAMONTES – TAJEMNICZE BRACTWO”
Pochodząca ze Szczecina autorka Monika
Marin na tegoroczny Dzień Dziecka – wszystkim dzieciom, ale także dorosłym
czytelnikom – sprawiła nie lada
niespodziankę, wydając drugi tom cyklu przygodowego Kroniki Saltamontes. Tajemnicze
bractwo.
Niewtajemniczonym w klimat fabuły
(jeszcze niewtajemniczonym) – należy się krótkie resume w postaci kilku
kronikarskich zdań zachęcających do przeczytania pierwszego tomu cyklu
pt. „Ucieczka z mroku”. Bohaterami
są dwaj chłopcy: ośmioletni Adam (w życiu posługujący się głównie sercem
i intuicją) oraz starszy, około dwunastoletni o imieniu Aleks. Chłopcy
natrafili na siebie w sierocińcu w Szczecinie. Przyjaźń która ich tam
połączyła, bardzo szybko przerodziła się w braterską więź. Kiedy czytelnicy
poznają historię tych chłopców, dobiega końca II wojna światowa, a z nią trwa
ewakuacja domu dziecka do Heidelbergu w Niemczech. Wiele nieoczekiwanych sytuacji
sprawia, że losy chłopców zostały rozdzielone. Przewidując taki scenariusz, chłopcy
obiecali sobie jeszcze w sierocińcu, że miejscem docelowym do którego
każdy z nich będzie podążać – będzie wylosowana przez nich na mapie wioska
Iliano we
Włoszech. A pomagać będzie im w tym
skonstruowana przez obu maszyna do produkowania szczęścia, która odnajdzie ich
dla siebie oraz odnajdzie dla nich szczęście w ramionach nowych, kochających
rodziców. Co ważne, i stanowi główny wątek powieści, Adamowi podczas tułaczki
po powojennej Europie, oprócz przyszywanej rodziny dla niego i Aleksa, udaje
się natrafić w mrocznych tunelach podziemnego miasta w Cahors na ślady
istnienia tajemniczego Bractwa Saltlamontes, którego symbolem jest niepozorny
konik polny…
Od tego momentu w życiu chłopców już nic
nie będzie takie samo …
I oto do rąk czytelnika trafia
kolejny tom cyklu. Bohaterów powieści spotykamy po pięciu latach od zakończenia
II wojny światowej (o pięć lat starszych). Po nitce do kłębka – poznajemy
dokładniejszą historię, jak dotychczas, bardzo tajemniczego Bractwa
Saltamontes. Poznajemy kustosza Bractwa o symbolicznymi i bardzo literackim
imieniu – Horacy. A także podszywającego się pod jego osobę demagoga, którego
wielkim pragnieniem jest przywłaszczenie sobie dóbr materialnych i wytworów
niematerialnych zgromadzonych przez Bractwo przez stulecia istnienia.
ZANIM ROZPOCZNIECIE LEKTURĘ
– WASZĄ UWAGĘ PRZYKUJE…
Zamieszczone w książce ilustracje są
bardzo dopracowane, a przede wszystkim klimatyczne, i jak się okazuje z fabułą
tworzą zgodną całość (bo jak pokazuje doświadczenie, nie zawsze idzie to w
parze). Mnie zainteresowało w nich to, jaką to mityczną i religijną
symbolikę odkrywają przed czytelnikami czyli to, co akurat autorka Monika Marin
zaszyfrowała we fabułę. Już sama okładka - jako pierwsza skupia na sobie uwagę… Tak sobie pomyślałam, że jej autorzy znaleźli się pod niesamowitym
wrażaniem fresku Michała Anioła pt. „Stworzenie Adama”. A to dlatego, gdyż na
pierwszym planie okładki umieścili dłonie Adama oraz jego Stwórcy na tle
wzburzonego morza. Dzieło to nawiązuje do sceny ze Starego Testamentu,
a dokładnie z Księgi Rodzaju, w której Bóg powołuje do życia
pierwszego człowieka. I cóż to za niezwykła zbieżność, gdyż jednym z
bohaterów powołanych do życia przez Monikę Marin jest właśnie Adam, który niczym
pierwszy człowiek swojego Stwórcy okazuje się być bardzo ważny dla Bractwa
Saltamontes (które dostrzega w nim swojego opiekuna, strażnika oraz wybawiciela
od czarcich mocy fałszywego Horacego). A jak księgi Bractwa głoszą, Adam jest
właśnie tym wyczekiwanym przez dziesięciolecia chłopcem, o niezwykłej intuicji
i nadprzyrodzonym konstruktorskim umyśle, który miał pojawić się w krytycznym
momencie, aby uratować zarówno Zgromadzenie, jak i podziemne miasta
rozsiane pod Europą, które są ostatnimi bastionami wolnej myśli, prawdy,
przyjaźni, miłości i innych niemierzalnych wartości. Bo w końcu głównym powodem
ich powołania przed wiekami było uratowanie szlachetnych ludzi, ich dóbr
materialnych oraz wytworów kultury niematerialnej.
Aby misja ratunkowa powiodła się, Adam
wiedziony jakimś niesamowitym instynktem oraz intuicją, po raz kolejny musi
przemierzyć pół Europy (blisko 2000
km z Iliano we Włoszech do Rondy w Hiszpanii) do
miejsca, gdzie oczekuje go Horacy. A Horacy, to nie kto inny, jak tajemniczy
nestor, który pojawiał się w snach Adama już w pierwszym tomie powieści – niczym
Anioł Stróż, zapowiadając w nich swoją obecność na stronach kolejnego tomu
cyklu. Horacemu bez wątpienia przyświeca misja uwalniania z Mroków Ciemności
dobrych, szlachetnych ludzi, wiodąc ich ku przygodzie w odkrywaniu Tajemniczego Bractwa.
I w tym momencie już nie mogę doczekać
się trzeciego tomu cyklu, który ma ukazać się jeszcze w tym roku
kalendarzowym.
PS. A Pani Monice Marin dziękuję za egzemplarz autorski z
przeuroczą dedykacją…
Poleca
Anna-Lena
z Zatoki Literackiej
Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu tego cyklu, ale przyznam, że po Twojej recenzji, jestem bardzo zaintrygowana. Może zajrzę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam :-) Naprawdę wartościowa powieść `przygodowa. Sama chciałabym być w posiadaniu maszyny do produkowania szczęścia. Ale to trzeba być tak pomysłowym, jak bohaterowi tego cyklu. Pozdrawiam :-)
UsuńZapowiada się świetnie :) Aniu. Dziękuję za świetną recenzje
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :)
Usuń