Zaproszenie
spacer po
zatoce literackiej
z
powieścią Joanny M. Chmielewskiej „Sukienka z Mgieł”
Rider techniczny dla
czytelników:
Na dzisiejszy spacer po zachodniopomorskiej zatoce
literackiej wyjątkowo musicie zaopatrzyć się w coś ciepłego i nieprzewiewnego.
Przez ostatnie dni, jak sami widzicie i odczuwacie pogoda nas nie rozpieszcza.
A
jeśli ktoś z Was
(tak przez przypadek) będzie w posiadaniu odrobiny karmy dla kotów, to
będę bardzo rada, bo na naszym szlaku tych stworzeń akurat dziś – nie zabraknie.
Naszą przewodniczką będzie bohaterka o imieniu Weronika. Ale
zanim o niej, to nie może zabraknąć kilku słów o kreatorce „SUKIENKI Z MGIEŁ”, czyli o autorce JOANNIE M. CHMIELEWSKIEJ.
Z wyrażanym zaakcentowaniem na M.
Lubię mgłę od morza, ale lubię także tą
okalającą góry…
Tak o swojej proweniencji mogłaby dyplomatycznie
powiedzieć autorka. Bo choć jej korzenie rodzinne zakotwiczone są na Pomorzu
Zachodnim (w Gryficach oraz w Szczecinie) to od kilku lat „cumuje” ona w
Karkonoszach, nad jednym ze strumyków w Szklarskiej Porębie. Tworząc nad
nim kolejne powieści dla dorosłych, dla dzieci i młodzieży oraz prowadząc
warsztaty pisarskie.
„Sukienka z mgieł” – to pierwsza z powieści Pani
Joanny, która trafiła w moje ręce. Nie powiem, że nie był to mój celowy wybór, bo
był! Zaintrygował mnie jej tytuł.
Weronikę polubiłam od początku naszej znajomości. A jakże!
Urzekła mnie jej fascynacja kotami (bo sama jestem niepoprawną kociarą). Jednak
jej fascynacja nie wzięła się znikąd. Gdyby nie koty, to Weronikę czekałoby samotne
dzieciństwo i lata sztubackie, gdyż zajętych karierami lekarskimi rodziców
– widywała jedynie od święta…
Jedynaczka – Weronika zaprzepaszczając szansę na
kontynuowanie lekarskiej tradycji rodzinnej, a spełniając swoje marzenie z
dzieciństwa o prowadzeniu własnej kawiarni, na długie, długie lata staje się wyrodną córką swoich rodziców… Nie jest jednak sztuką leczyć dolegliwości
somatyczne bez wsłuchania się w duszę drugiego człowieka. Weronika
wiedziała o tym od dziecka. I bez posiadanych tytułów naukowych, w jakiś
tajemniczy sposób udało uleczyć się jej psychikę niejednej bywalczyni i niejednego
bywalca kawiarni. I czy tym samym nie przyczyniła się ona do większego pożytku
dla ludzkości?!
Klimatyczne wnętrza Piwnicy
pod Liliowym Kapeluszem pozwalają
zapomnieć o zmartwieniach, przywracają spokój duszy oraz przywołują wenę twórczą. Serwując w nich
aromatyczne kawy z całego świata oraz smak rozpływającej się w ustach
szarlotki - Weronika zapewnia dodatkowo stałym bywalcom ucztę dla zmysłów.
Pomimo tego, że w dorosłym życiu Weronikę spotyka wiele osobistych
nieszczęść (na oczach czytelników przeżywa rozczarowanie miłosne, podupada na
zdrowiu) to właśnie w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem odnajduje spokój, także
dla siebie.
Ważnym przesłaniem tej powieści jest to, aby nie zagubić się
we mgle, takiej życiowej. A jeśli już zagubić się w niej, to jedynie w tej
nad brzegiem jeziora, o poranku, będąc w negliżu
(tak jak jeden jedyny raz, z pełną świadomością zagubi się, bądź zatopi się
(tak jak jeden jedyny raz, z pełną świadomością zagubi się, bądź zatopi się
w niej – Weronika).
Właśnie! Dlaczego nie spróbować tak jak Weronika (?) –
przecież dla ludzi nadających na tych samych falach co my, nasz widok w negliżu o niemiłosiernej dla wielu porze nad mglistym brzegiem jeziora, nie będzie
wcale zaskoczeniem, bo przecież dla nich wciąż będziemy ubrani, i to nic że
tylko w szatę z mgieł.
Czyż nie jest to analogiczna sytuacja do tej ze szklanką
wypełnioną wodą? Jedni widzą ją do połowy pustą a drudzy do połowy pełną...
Powieść wzruszyła mnie i doprowadziła do wielu refleksji.
A spiritus movens całego zamieszania, bo o niej koniecznie
musze wspomnieć, jest niepowtarzalna ciotka Dora.
W końcu to jej liliowy kapelusz stał się słownikowym symbolem szczęścia i radości małej Wery oraz szyldem realizowanego na oczach czytelników – marzenia, całkiem dorosłej już Weroniki…
W końcu to jej liliowy kapelusz stał się słownikowym symbolem szczęścia i radości małej Wery oraz szyldem realizowanego na oczach czytelników – marzenia, całkiem dorosłej już Weroniki…
Polecam każdemu bez wyjątku.
Anna Lena
Pani Aniu! będę tu zaglądać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńooo, Pani Małgosia. Pozdrawiam :-) serdecznie :-)
Usuń